Vogue Podcast „Temat rzeka”: Ile kosztuje żona? Basia Czyżewska.
W XXI wieku żonę można kupić na romskim targu dziewic w Bułgarii albo na stronach aranżujących małżeństwa z kobietami z Europy Wschodniej.
W XXI wieku żonę można kupić na romskim targu dziewic w Bułgarii albo na stronach aranżujących małżeństwa z kobietami z Europy Wschodniej.
Czy kobiety wciąż mają złudzenia co do miłości romantycznej? Dlaczego mężczyźni szukają kobiet w katalogach? Jak bardzo są napięte relacje między płciami? Posłuchajcie tej rozmowy.
Ostatnia odsłona niedzielnego magazynu, gościem jest Violetta Rymszewicz — psycholożka, trenerka, autorka książki pt. „Ile kosztuje żona? Mroczne sekrety rynku małżeńskiego”.
„Ta Książka mnie przeraziła”, czyli o czym tak naprawdę jest książka Violetty Rymszewicz pt. „Ile kosztuje żona. Mroczne sekrety rynku małżeńskiego”.
„Inni wśród nas” jest tytułem przewrotnym. Bo przecież każde „my” składa się z pojedynczych „innych”. Ale zbyt często o tym zapominamy. Żyjemy w świecie poukładanym przez klisze i stereotypy, przyjmujemy je za oczywistości.
Owdowiałe kobiety często czują się niezrozumiane. W mniej lub bardziej otwarty sposób nie jest akceptowane ich publiczne przeżywanie żałoby lub smutku, a potem układanie przez nie życia w sposób niezależny. Z Violettą Rymszewicz, autorką książki „Ile kosztuje żona?”, rozmawiamy o tym, jak traktowane są kobiety, które zostały wdowami.
Z Violettą Rymszewicz rozmawiamy na temat różnic w zarobkach kobiet i mężczyzn.
Czym jest kobiecość? Jak ją współcześnie rozumiemy? Dlaczego tak często słyszymy, że jesteśmy “za mało” lub “za bardzo kobiece”? – To, co powszechnie uznane jest za “kobiece”, często nie ma bezpośredniego związku z płcią.
Czy to jest rynek matrymonialny, czy już sutenerstwo? Co dzieje się z ludźmi w granicach obowiązującego prawa?
Jedna z recenzentek powiedziała, że „wstydziła się tego, o czym czytała”. „Ile kosztuje żona”, tak brzmi tytuł tej książki.
Związek małżeński coraz częściej przypomina spółkę, w ramach której każdy z partnerów przez pewien czas doświadcza poszukiwanej satysfakcji. Ślubów jest coraz mniej, rozwodów coraz więcej.
W kontrolowaniu aktywności seksualnej młodej żony często biorą udział starsze kobiety — teściowa, która potrafi być skrajnie brutalna, ale często też matka — ze strachu przed utratą honoru rodziny.
Kobieta w roli żony bardzo często jest traktowana jak dobro publiczne, polityczne, religijne, kulturowe. „Ile kosztuje żona?” Czy ten tytuł to prowokacja?
W głowie mi się nie mieści to, że mamy XXI wiek, a w niektórych miejscach wciąż uważa się, że seks z dziewicą może wyleczyć choroby weneryczne. Że wciąż miarą kobiety i potencjalnego powodzenia małżeństwa jest to, że przystępuje do zawarcia związku małżeńskiego jako dziewica.
Nawet w XXI wieku niełatwo być kobietą.
Jak to, ile kosztuje żona? Człowiekowi wychowanemu w kręgu kultury zachodniej – nawet w Europie Środkowej, w stosunku do takiej na przykład Francji czy Szwecji wciąż jeszcze pełniącej rolę zaścianka – takie pytanie wydaje się absurdalne i niestosowne. Bo przecież przed ołtarzem albo przed obliczem urzędnika państwowego staje się z miłości, albo przynajmniej z przekonania, że we dwoje łatwiej iść przez życie. I jeśli coś się płaci, to co najwyżej za formalności papierkowe towarzyszące zaślubinom i za następującą po nich imprezę (której wszak urządzać nie trzeba, nawet, gdyby rodzina miała się obrazić) – ale nie za żonę!
A jednak nawet w naszym postępowym świecie małżeństwo bywa rodzajem transakcji, zawieranej może nie całkiem za plecami państwa młodych, ale zawsze z jakimś elementem presji, bo dzięki związkowi, powiedzmy, Daisy i Toma, firmy X i Y połączą się w XY United, dając rodzicom młodej pary ekstra zyski, a zaślubiny Marie-Françoise i Jean-Jacquesa zapobiegną rozcieńczeniu błękitnej krwi i popadnięciu w ruinę zabytkowej posiadłości… To też coś za coś. Ale przy tym przynajmniej nie łamie się praw człowieka, bo jeśli młodzi ludzie będący elementem tej transakcji uznają ją za nieakceptowalną, to po prostu powiedzą „nie”, może czasowo popadając w niełaskę rodziny, ale na pewno nie skazując się na nędzę, bezdomność czy śmierć.
Są jednak miejsca na świecie – i o nich głównie, choć nie wyłącznie, opowiada Violetta Rymszewicz – gdzie kobieta kompletnie nie ma głosu w kwestii wyboru partnera życiowego. Zostaje po prostu sprzedana za odpowiednią kwotę, tak, jak sprzedaje się krowę czy klacz. I tak, jak krowa czy klacz, staje się czyjąś własnością. Jeśli po jakimś czasie nabywcy czy nabywcom (bo często rodzice małżonka roszczą sobie do niej większe prawa, niż on sam) wyda się, że nie jest warta zapłaconej ceny (jako, że na przykład nie była – albo małżonkowi wydało się, że nie była – dziewicą. Albo zaszła w ciążę, a gdy okazało się, że spodziewane dziecko nie będzie jedynej właściwej płci, czyli męskiej, odmówiła poddaniu się aborcji), będzie szykanowana i maltretowana. Jeśli mężowi przydarzy się umrzeć, losem żony dysponować będzie jego rodzina, która – w zależności od lokalnego zwyczaju – może zechcieć ją zmusić do spłonięcia na stosie ze zwłokami męża, do „oczyszczenia” za pomocą gwałtu zbiorowego (tak… nie przesłyszeliśmy się! Owszem, nawet w mało cywilizowanych krajach prawo tych rzeczy zakazuje, ale czy naprawdę wierzymy, że prawo wszędzie jest egzekwowane bez wyjątków?), albo tylko do poślubienia innego mężczyzny, może też zrobić z niej niewolnicę, funkcjonującą na zasadach gorszych, niż płatna pomoc domowa, albo wyrzucić ją z domu bez grosza, co w przypadku osoby niewykształconej i niewykwalifikowanej zawodowo z reguły skazuje ofiarę na żebraninę lub prostytucję. Podawane przez autorkę przykłady nie są pogłoskami przekazywanymi na zasadzie „jedna pani drugiej pani”; te wszystkie kobiety mają (lub miały, bo dla części z nich próba uwolnienia się od przymusu skończyła się tragicznie) imiona i nazwiska, potwierdzone w oficjalnych źródłach.
Podobnie, jak i inne – tym razem reprezentujące bliższe nam części świata – które już nie tradycja, tylko przymus ekonomiczny skłonił do wystawienia swoich atutów na sprzedaż za pośrednictwem międzynarodowych agencji matrymonialnych. Prosty rachunek: ona daje ”swoją młodość, urodę i gotowość do wyjścia za mąż za nieznanego mężczyznę w zamian za spokojne, dostatnie życie na mitycznym Zachodzie”[1]. A bilans – cóż, może raz na jakiś czas w miarę udany związek (podobno jedna z pań, opisana w brytyjskim „The Guardian”, „planowała udoskonalić swój angielski i wrócić do zawodu księgowej” i zdradziła dziennikarzowi, że „jest szczęśliwą mężatką”[2], ale częściej obustronna porażka, przymusowa koegzystencja dwojga obcych ludzi, niemających wspólnego języka nie tylko metaforycznie, ale i dosłownie (bo młode kobiety decydujące się na taki krok najczęściej nie znają angielskiego ani japońskiego, a taki pan kupujący sobie „żonę z katalogu” [3] nie będzie się przecież uczył ukraińskiego czy bułgarskiego…), w której to sytuacji zawsze on ma przewagę i na ogół z niej korzysta.
I tak samo, jak te, które, zawierając związek małżeński bez najmniejszego przymusu, nie podejrzewały, że po krótszym lub dłuższym czasie staną się ofiarami przemocy: fizycznej, psychicznej, ekonomicznej. A gdy spróbują odejść, zostaną, jak to się trywialnie mówi, puszczone w skarpetkach. O ile nie skatowane lub zabite, bo niejeden taki psychopata nie zniesie myśli, że ktoś mógłby przejąć jego „własność”.
Ze zrozumiałych względów czytelnika płci żeńskiej najbardziej poruszą – tak jak i mnie – właśnie te rozdziały, w których pokazany jest dramat kobiet traktowanych przedmiotowo, czasami wręcz bestialsko. Ale nie tylko temu tematowi poświęca autorka uwagę – jest też mowa o mężczyznach, którzy, zamiast w małżeństwie, realizują się w „związkach” z silikonowymi atrapami kobiet (bo te pozostają wiecznie piękne, „nie mają gorszych dni. Spełniają marzenia o kobiecie uległej, posłusznej, zniewolonej, milczącej i zawsze zgadzającej się z sądami i opiniami męża”[4]), oraz o innych, przekonanych, że są zbyt brzydcy, zbyt biedni i zbyt nieciekawi, by zasłużyć na uwagę kobiet, i dlatego ich nienawidzą.
To nie jest lektura, którą da się połknąć jednym tchem – niektóre jej partie zawierają sceny tak przykre i szokujące, że ich czytanie aż boli; trzeba wtedy książkę odłożyć, odetchnąć, pomyśleć. Bo skłania ona do myślenia niemal od pierwszej do ostatniej strony.
Jak my, ludzie Zachodu, powinniśmy reagować na te – w naszym odczuciu potworne i barbarzyńskie – zwyczaje odległych kulturowo społeczności w postaci gwałcenia wdów, zmuszania młodych mężatek do aborcji żeńskich płodów czy okaleczania lub zabijania dziewcząt, które nie zgodzą się wyjść za mąż za narzuconego kandydata? (Zauważmy, że przymusowe narzucanie naszego prawa i naszej religii nie pomogło, czego dowodem fakt, że po paru wiekach europejskiej kolonizacji Afrykanie czy Hindusi nadal te tradycje w najlepsze kultywują).
Czy powinniśmy się w ogóle ich czepiać, zważywszy, że i w naszych jakże cywilizowanych krajach przemoc wobec kobiet osiąga wcale niemałe rozmiary?
Czy rzeczywiście liczba ludzi nieumiejących stworzyć trwałego, harmonijnego związku uczuciowego – i, co za tym idzie, stabilnej, jeśli nie kochającej się, to przynajmniej lubiącej się nawzajem rodziny – tak drastycznie rośnie i dlaczego?
Czy może zawsze tylu ich było, tylko my o tym nie wiedzieliśmy, bo przecież jeszcze pokolenie naszych dziadków, wierne przestrodze: „nie mów nikomu, co się dzieje w domu”, nieskłonne było do publicznego wyznawania swoich problemów i tylko od czasu do czasu kwestia jakiejś terroryzowanej żony, bitych dzieci, męża spędzającego czas z obcymi kobietami pojawiała się jako motyw literacki (a więc – mógł sobie powiedzieć czytelnik – wcale nie wiadomo, czy nie wymyślony)?
Rolą literatury faktu jest między innymi ukazywanie zjawisk świata otaczającego i prowokowanie pytań. „Ile kosztuje żona?” doskonale wypełnia to zadanie.
Mamy przed sobą znakomity reportaż. Co świadczy o jego wysokiej nocie? Przede wszystkim temat, który autorka odważyła się poruszyć i wnikliwie opisać. Zakup – nabycie żony. Tak, nie mylę się, mowa o handlu kobietami i ich pozycji w dzisiejszym świecie. Wielkim atutem jest też styl przekazu, odważny i szczery do bólu …
„W społeczeństwach, w których religia odgrywa istotną rolę, kobiety uważa się za własność ojca lub męża, a nierzadko – za dobro publiczne, które politycy i duchowni chcą kontrolować za pomocą ustaw i obowiązującego prawa”.
Violetta Rymszewicz w swoim najnowszym dziele obnaża proceder handlu kobietami, ich roli w różnych szerokościach geograficznych, pozycji w rodzinie i małżeństwie, prawach i obowiązkach. W zasadzie z tego smutnego reportażu można wysnuć wniosek, że w wielu krajach, zwłaszcza azjatyckich, kobiety są nikim, narzędziem w rękach butnych i odważnych mężczyzn. Wykorzystywane, bite i gwałcone, upokarzane. I to wszystko w ramach obowiązującego w danym kraju prawa, a szczególnie tradycji. W wielu państwach, jak np. w Indiach czy Chinach, tradycja wygrywa z prawem. Liczą się utarte od lat zwyczaje, jak np. testy dziewictwa, oczyszczenie, samospalenie wdów. W głowie się nie mieści, że takie sytuacje mają miejsce w XXI wieku, gdzie technika i rozwój tak poszły do przodu. A tam panuje średniowiecze i wiara w zabobony. Mnie te zasady i zwyczaje przerażają, nie mogę pojąć, jak dzisiaj może być na nie przyzwolenie. Dlaczego świat, który jest taki otwarty, nie walczy z tymi procederami? Dlaczego jest znieczulica i obojętność? Kto daje przyzwolenie na poniżanie i takie traktowanie kobiet? A gdzie równouprawnienie? Przecież kobieta nie jest zabawką, nie jest własnością mężczyzny, i gdy mu się znudzi może zrobić z nią to, na co ma ochotę. Przerażająca wizja statusu kobiet, mroczna, i wydaje się, że bez szans na zmianę. Nie ma woli zmian w tym zakresie. Małżeństwo w Chinach, Indiach, Bangladeszu czy Tadżykistanie to fikcja, a rola kobiet sprowadza się do usługiwania panu i władcy – czyli mężowi. Dbanie o dom i dzieci, sprzątanie, służenie mężowi i bycie zawsze gotową do zaspokajania jego seksualnych zachcianek.
To ich codzienność i rzeczywistość. A jak nie daj Boże mą umrze i zostaną wdowami, to ich sytuacja staje się tragiczna i nie do pozazdroszczenia. Przekonajcie się sami, jaka jest pozycja i rola kobiety w niektórych krajach. Wniknijcie głębiej w ten świat, gdzie mężczyźni mają przyzwolenie na stosowanie przemocy wobec kobiet, włącznie z pozbawieniem ich życia. Szokujące są małżeństwa już kilkuletnich dziewczynek, pozbawienie ich praw do edukacji, możliwości wybrania partnera i bycia obywatelem państwa. To też często są kobiety pozbawione nawet tożsamości.
„Rozpuszczone baby trzeba lać”.
Jak wynika z tego reportażu dziś mężczyzna może sobie kupić żonę na targu dziewic, na internetowej licytacji, wybrać z katalogu czy zamówić sztuczną przez internet. Według własnych upodobań i marzeń. I to jeszcze dziewicę, ale to już nie lada wydatek, na który nie każdego stać. Nie liczy się miłość i namiętność, ale często zasobność portfela. Obraz smutny i przerażający. Wizja upadku instytucji małżeństwa, które powinno być piękną relacją łączącą mężczyznę i kobietę, często uwieńczoną potomstwem.
„Wychowywanie córki jest jak uprawianie cudzego pola”.
Ile kosztuje żona? to lektura, którą każdy powinien przeczytać. Aby nie tylko mieć wiedzę, jakie niecne procedery mają jeszcze miejsce na świecie, ale również dlatego, aby dążyć do zmian tego stanu rzeczy. Aby głośno mówić o złych praktykach wobec kobiet, głośno krzyczeć, że kobieta ma takie same prawa jak mężczyzna. Nie ma przyzwolenia na stosowanie przemocy, upokarzanie i zabijanie.
Znakomita pozycja, trudna i bolesna, a nawet przerażająca, ale skłaniająca do głębokich refleksji i działania.
Są takie książki, których czytanie fizycznie boli, ale które przeczytać trzeba. Bo uczą, ostrzegają, otwierają oczy. I taka właśnie jest książka Violetty Rymszewicz, która postanowiła zebrać w jedno rozmaite społeczne oczekiwania na temat tego, jaka powinna być żona. I tego, co się dzieje, kiedy kobieta odbiega od wzorca. Nie bez powodu „Ile kosztuje żona?” zaczyna się od opisu iDolltors, czyli społeczności wielbicieli silikonowych lal. Autorka śledzi trend, zaczynając od jego mitycznych początków, czyli opowieści o Galatei, idealnej partnerce, stworzonej na potrzeby mężczyzny, cichej, posłusznej i zawsze gotowej. Wspomina straszne czasy, kiedy za odstawanie od tego ideału dla kobiet kończyło się zamknięciem w szpitalu psychiatrycznym albo kuracją doktora Mitchella (to tej, kolejnej już kuracji tak bardzo bała się Virginia Woolf, że popełniła samobójstwo) i zatrzymuje się na teraźniejszości, odsłaniając przed czytelniczką/czytelnikiem tajniki rynku seksrobotów i silikonowych lalek, próbując odpowiedzieć na pytanie – kim są ich miłośnicy i co sprawia, że – nawet mając żywe partnerki – wolą towarzystwo silikonu?
Ideą książki, którą Rymszewicz kreśli już w pierwszym rozdziale, a rozwija np. w częściach poświęconych incelom, jest to, że kobiety się emancypują, znacznie łatwiej się odnajdują w zmieniających się warunkach, a rzeczywistość ekonomiczna i kulturowa sprawia, że bycie z mężczyzną dla wielu z nich nie jest koniecznością, a możliwością. A jeżeli jest możliwością, bez przemocy ekonomicznej, może się okazać, i co się okazuje, że nie mając w zasięgu mężczyzny, który spełnia wymagania, kobieta wybiera samodzielność. Wiele z nich wyzwala się ze społecznego oczekiwania posiadania dzieci, nie wspominając o braku respektu czy też strachu wobec mężczyzn. Miewają wielu partnerów lub wybierają partnerki. To w krajach Zachodu sprawia, że coraz więcej mężczyzn, nie nadążających za zmianami, pozostaje bez szans na relację (o ile chcą relacji, bowiem w strasznym, absolutnie strasznym rozdziale o incelach Rymszewicz opisuje, że tu chodzi o niewolnictwo i posiadanie, nie relację).
„Ile kosztuje żona” jest de facto o wielkiej, czarnej d…, do której wiele kultur wepchnął patriarchat. Tak, kobiety są jego ofiarami – Rymszewicz pisze o micie dziewictwa i wynikających z niego potwornych, afrykańskich gwałtach na dziewczynkach czy dzieciach, o rumuńskich targach dziewic, ślubach z jedenasto- czy dwunastolatkami w rozmaitych kulturach, od bliskiego wschodu po Afrykę, o stygmatyzacji wdów, mającej swoje podłoże ekonomiczne, ale sięgającej po znany sztafaż oskarżeń o czary; wspomina bliższe nam terytorialnie zjawisko „żon z katalogu”, dzięki któremu nieatrakcyjni w żaden sposób Amerykanie żenią się z Rosjankami czy Ukrainkami. Opisuje efekty kombinowania z naturą w postaci nieudolnego manipulowania przyrostem naturalnym w Chinach czy Indiach – patriarchalna kultura, w której liczy się tylko męski potomek, doprowadziła – szczególnie w Chinach w czasie polityki jednego dziecka – do masowych wymuszonych aborcji żeńskich płodów, czego wynikiem dzisiaj są całe wioski pełne tylko mężczyzn, coraz bardziej sfrustrowanych i agresywnych. Płynnie przechodzi do środowiska inceli, ataków terrorystycznych i straszliwych pomysłów w postaci „redystrybucji kobiet”, „prawa każdego mężczyzny do kobiety” czy wręcz obozów koncentracyjnych dla kobiet. Co mnie przeraziło najbardziej, to opisywane przez autorkę, propagowane przez naukowców rozmaite sposoby na zmuszenie kobiet do małżeństwa i pozostawania w nim. Gdy czytałam kontrowersyjne teorie guru inceli, profesora psychologii Jordana Petersona (utrudnianie rozwodów, podatek od singli, ograniczanie prawa kobiet do decydowania o macierzyństwie przez ograniczenie dostępu do edukacji seksualnej, antykoncepcji i aborcji i wypchnięcie kobiet z rynku pracy, np. przez świadczenia socjalne na dzieci) to włos mi się jeżył na głowie, bo jakby helloł, z czym my niby mamy do czynienia teraz w Polsce? Książka to nie reportaż, raczej rozbudowany esej czy opracowanie, bo Rymszewicz skrupulatnie zebrała dane i przykłady z całego świata – i choć przywołuje konkretne przypadki, nie przeprowadzała rozmów z ich bohaterkami (uzupełnieniem czy też dopełnieniem książki może być reportaż Christiny Lamb „Nasze ciała, ich pole bitwy”, którego autorka rozmawia np., z afrykańskimi ofiarami wierzeń, że stosunek z dziewicą leczy). Natomiast nie brak przykładów polskich, głównie tych dotyczących przemocy domowej, zwłaszcza ekonomicznej, i zwięzłego wyjaśnienia, o co chodzi z tym oporem polskiego rządu przed konwencją stambulską.
Po lekturze jestem przerażona i wstrząśnięta. I jeszcze bardziej zdeterminowana, że nie możemy przestać walczyć o swoje, bo nas zeżrą. I wygrają ci, którzy uważają, że najlepszym narzędziem podporządkowania kobiet jest przemoc i gwałt.
“Ile kosztuje żona?” Intrygujący tytuł, nieprawdaż? Jak wiecie już pewnie obok kryminału reportaż to mój ulubiony gatunek, dlatego też nie mogłam sobie odmówić lektury tej książki. Violetta Rymszczewicz odkrywa przed nami mroczne sekretu rynku małżeńskiego i pokazuje, że mimo upływu czas, zmian jakie zachodzą w społeczeństwie, kobiety nadal są na przegranej pozycji…
Coraz więcej mówimy i słyszymy o prawach kobiet, o walce o równe traktowanie i szeroko rozumianą wolność. I nagle dostajemy serię reportaży, które gniotą nasze wyobrażenie o przyszłości, o tym, że będzie pięknie i normalnie. Dostajemy serię smutnych i dołujących obrazów z całego świata, które upewniają w przekonaniu, że urodzenie się w ciele dziewczynki niejednokrotnie ogranicza.
W reportażach najbardziej lubię, gdy są napisane przystępnie, ale jednocześnie płynie z nich wiedza i fakty, które zostaną w mojej głowie. Rymszewicz zrobiła kawał dobrej, reporterskiej roboty, bo oto otrzymujemy niepozorną książeczkę, która aż kipi od informacji, ale też przejmująco opowiedzianych historii. Właśnie ta zwięzłość połączona z zaangażowaniem sprawiła, że połknęłam książkę w niecałe dwa dni.
Tematyka poruszana przez autorkę “Ile kosztuje żona?” jest bardzo przejmująca i szeroka jednocześnie. Mamy tutaj genialny rozdział o targu dziewic w Bułgarii, czy dramatycznej sytuacji wdów w Indiach, ale jest też o internetowych aukcjach żon, czy miłości mężczyzn do silikonowych lalek, z którymi żyją jak z żonami. Niektóre fragmenty są wręcz nieprawdopodobne, oczy same otwierają się ze zdumienia na myśl, że te historie pochodzą z obecnych czasów, a nie zamierzchłej przeszłości!
Ta książka podnosi ciśnienie, wywołuje skrajne emocje, budzi wewnętrzny sprzeciw, ale tym bardziej trzeba ją przeczytać!
Moja 13letnia córka czyta „W 80dni dookoła świata” Juliusza Verne. Ja obok niej czytam „Ile kosztuje żona?” Violetty Rymszewicz. Książka Verne została wydana w 1872roku. Książka Rymszewicz w 2022. 150lat różnicy a obie czytamy o mordowaniu kobiet w Indiach, o paleniu wdów. Obie czytamy o tym, jak młoda kobieta, jest zmuszana przez rodzinę do tego, by spłonąć razem ze zwłokami męża. Fogg i Obieżyświat ratują Panią Aude. Bohaterki reportażu Violetty Rymszewicz nie uratował nikt.
Ile czasu musi minąć, żeby kolejne pokolenia kobiet nie musiały czytać reportaży o przemocy wobec kobiet?
Rymszewicz pisze o przemocy w kulturze różnych krajów, ale konkretne czyny robią konkretni ludzie. Konkretny oprawca gwałci 9letnią dziewczynkę, bo szaman powiedział mu, że dzięki temu wyleczy się z AIDS. Mężczyzna morduje swoją żonę, bo nie była tak uległa jak tego oczekiwał, sprowadzając ją do USA, a wcześniej wybierając ją z katalogu żon. Konkretna rodzina, z wioski kawalerów z Chinach, zbiera pieniądze dla swojego syna, żeby kupił żonę w innym kraju. Przykłady wybrane przez autorkę są oczywiście skrajne, ale ona napisała przewodnika po Indiach, Polsce czy Chinach, ale opisała patologie związane z traktowaniem kobiet. Każdy rozdział, opisuje inne zjawisko, inny świat, w którym nie chciałybyśmy żyć.
Czytając tę książkę wiele razy myślałm o tym, jak to dobrze, że nie urodziłam się w Azji. Jak dobrze, że nie zostanę wdową w Indiach. Jak dobrze, że nie jestem kobietą w żadnym, opisywanym przez autorkę, krajów. Lekturze każdego rozdziału, towarzyszyła ulga, że to, co czytam, nie będzie częścią mojego życia, ani znanych mi kobiet… Niestety ta refleksja nie dotyczyła już ostatniego rozdziału, w którym opisywana jest sytuacja kobiet w Polsce. Przemoc, której nie jesteśmy sobie nawet wyobrazić. W XXI wieku także wśród nas są kobiety, które są maltretowane, więzione w piwnicach swoich oprawców.
Rebecca Solnit napisała w jednej z książek, że „mężczyźni boją się, że kobiety je wyśmieją. Kobiety boją się, że mężczyźni je zabiją”. O tym jest ta książka. O ryzyku bycia kobietą.
Violetta Rymszewicz doskonale opisuje też mężczyzn, a raczej tych „którym nie wyszło”. Rozdziały o incelach, o meżczyznach, którzy kupują lalki – te rozdziały pokazują jak ważne są kompetencje społeczne mężczyzn. Mężczyźni opisywani przez Rymszewicz nie wzięli się znikąd. Ktoś ich wychował. Ktoś był ich matką, ojcem. Ktoś przekazywał im określone wartości, tłumaczył świat. A może w natłoku obowiązków, pracy, spłacania kredytu, zabrakło czasu na „bycie z własnym dzieckiem”? Dzieci się tylko nie uczą się na podstawie tego, co im mówimy. Obserwują nas. To najlepszy proces socjalizacji, przeżywanie z dzieckiem różnych doświadczeń. Jeżeli tego czasu nie ma, jeżeli syn nie widzi relacji ojca, lub innych ważnych dla siebie mężczyzn, z bliskimi im osobami, skąd ma wiedzieć jak sam ma się zachować? Skąd ma wiedzieć jak rozmawiać? Jeżeli nie spędzamy czasu z własnym dzieckiem, nie mamy też okazji, mówić mu o różnych sytuacjach, o ważnych dla nas rzeczach. Trudno mi uwierzyć, że ktokolwiek poradzi swojemu dziecku, „jak nie dogadujesz się z partnerem_partnerką, zamknij go w piwnicy”. Czy jednak to dziecko wie jak okazywać szacunek? Jak okazywać uczucia? Jak rozwiązywać problemy? Incele nie biorą się znikąd. Ksiązka Violetty Rymszewicz to nie jest książka o zamorskich potworach. To książka o ludziach wokół nas…
Ta książka to ogromny emocjonalny walec. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że nie każdy udźwignie jej ciężar i nie mam zamiaru nikogo na siłę namawiać do sięgnięcia po nią, choć uważam, że powinno się o niej zrobić głośno. Całość zaczyna się od historii o mężczyznach, którzy mają dość nietypowy obiekt westchnień. Zakochali się bowiem w lalkach. Śpią z nimi, zabierają je do fryzjera. Jeden z nich nawet nie wie, czy wybrałby lalkę, czy żonę, z którą spędził prawie 40 lat. Autorka pokazuje, że producenci lalek spełniają wymagania swoich klientów, produkując na przykład lalki o posturze małej dziewczynki, ale odpowiednio wyposażone. To jest dla mnie przerażające. Zresztą nie tylko dla mnie. W książce jest podniesiona kwestia, czy to nie wpłynie na znormalizowanie psychicznych i społecznych zaburzeń.
W książce znajdziecie nie tylko historie o tym, ile trzeba zapłacić za żonę, która będzie pokorna, czy opowieści o kobietach, które za niebotyczną sumę sprzedają swoje dziewictwo. To w dużej mierze opowieść o tym, jak tradycja, patriarchat i religia gotują niektórym kobietom piekło na Ziemi. Wiele z nich cierpi w ciszy, nie mogąc liczyć na niczyją pomoc, bo po ślubie stają się własnością męża i on może z nimi zrobić, co tylko mu się podoba.
Zalała mnie krew o wspomnianych już przeze mnie barbarzyńskich zwyczajach uprawiania seksu z dziewicą, by wyleczyć choroby weneryczne. Nie muszę chyba dodawać, że nie były to stosunki za przyzwoleniem tylko gwałty. Często na małych dziewczynkach. Nie umiałam też spokojnie czytać o przemocy, której doznają kobiety, które albo siłą wydano za mąż, albo weszły w związek małżeński z własnej woli, jednak zamiast spokojnego życia zaznały cierpienia ze strony agresora. który uważał, że jego potrzeby są najważniejsze, mają być zaspokojone, a one nie mają prawa protestować.
Prawa kobiet w wielu krajach wciąż są kwestionowane. Uznaje się nas za gorsze, głupsze, decyduje się za nas niemal o wszystkim. Pozbawia się nas godności. Myślicie, że mówię o krajach Trzeciego Świata? Niestety, takie rzeczy dzieją się wciąż w Polsce. Autorka poświęciła temu sporo miejsca w swojej publikacji. Nie będę streszczać, o czym konkretnie mówiła. Powiem tylko tyle, że chylę przed nią czoła między innymi za to, co powiedziała o pieniądzach, które rząd łaskawie daje na dzieci. Z klasą i głośno powiedziała o tym, czemu właściwie mają służyć. Ogromny plus także za poruszenie kwestii związanych z przemocą domową, na którą w Polsce wciąż jest przyzwolenie.
Ta publikacja to krzyk ofiar przemocy, który w końcu po latach może zostać usłyszany. Sporo tu bólu i cierpienia, ale takie książki są potrzebne, choć ich lektura stanowi ogromne wyzwanie pod kątem ładunku emocjonalnego. Im więcej takich publikacji będzie i im więcej ludzi będzie otwartych na wysłuchanie ich autorów, tym większe mamy szanse na to, że los kobiet w końcu się poprawi i pewne sprawy przestaną być zamiatane pod dywan.
Ile kosztuje żona? Zamówiona z katalogu lub przez Internet już od 5000 dolarów. Wylicytowana na aukcji dziewic – powyżej 1 miliona euro. Kupiona na targu w Bułgarii – od 350 dolarów. Wykonana z silikonu lub seksrobot – od 4000 funtów.
W Europie, w kraju członkowskim Unii Europejskiej, w XXI w., dziewczęta i młode kobiety kupuje się na własność. Można je sprzedać, licytować i kupić, pozbawiając prawa wyboru i decydowania o sobie.
Ukrainka Vitalina jest piękna. To wysoka, długonoga, dobrze zbudowana blondynka. Po raz pierwszy wyszła za mąż w rodzimym kraju, tuż po dwudziestych pierwszych urodzinach. Była bardzo młoda, bardzo naiwna i – jak sama mówi – bardzo zakochana.
Incele to subkultura skupiająca mężczyzn, którzy pozostają w mimowolnym celibacie. Mimo chęci i prób nie potrafią znaleźć romantycznego lub seksualnego związku i staje się to powodem ich wielkiej frustracji.
Za przystępną cenę samochodu średniej klasy można nabyć żonę.
W Bułgarii wciąż funkcjonują targi żon. Pepa i Rossi boją się, że kupi je ktoś stary.
W 1620 r. 90 młodych Angielek zostało wysłanych na drugi koniec świata — do Ameryki — prosto w ramiona spragnionych seksu pierwszych odkrywców. Kobiety zostały wybrane ze względu na swoją uległość i cnotę, a okazały się jednym z największych twardzielek w historii.
Co siedzi w głowie incela? Ile kosztuje żona? Poznaj mroczne sekrety rynku małżeńskiego.